Cykl „Wszystkie formy literackie”: Rozmowa z Danielem Stefanowiczem, autorem książki poetyckiej „no to co”
Paulina Czubatka: -
Mówisz, że nie lubisz nazywać swojej książki tomikiem poezji? Jak więc
chciałbyś ją nazywać? Z jakiego okresu twojego życia są wiersze opublikowanie w
tej książce i czy znajdziemy coś z twoich wczesnych utworów?
Daniel Stefanowicz: - Nie
nazwałbym tego tomikiem, tylko książką z wierszami. Tomik kojarzy się z czymś
małym, 20-30 wierszy, zwykle na jakiś temat. Moja książka ma dwieście stron,
jest to zbiór wierszy z dłuższego okresu. Około czterech lat temu zacząłem
pisać bardziej regularnie. Co do wierszy z mojej młodości, to przyznam
szczerze, że nie pamiętam już czy coś zamieściłem.
Wiadomo, że poezji nie
wydaje się dla pieniędzy. Śledzę to co ludzie publikują i są to naprawdę małe
wydania. Duże wydawnictwa nastawione są na klasyków, to co przerabia się w
szkole. Wydawanie poezji jest ciężkie. Generalnie zrobiłem to, żeby coś po
sobie zostawić. Kiedy ciało już spalą zostanie ta książka jako moja płyta
nagrobkowa.
Przez jakiś czas wrzucałem
swoje wiersze na fecebookowy profil „Szepczemy”. Od dwóch lat niczego tam nie
publikowałem, postanowiłem jednak w końcu wydać książkę.
PC: - Skąd
czerpiesz inspiracje do swoich wierszy? Masz jakiś proces pisania? Czy
czerpiesz od swoich ulubionych poetów?
DS: - Jeśli
chodzi o moje pisanie to nie inspiruje się nikim. Nie mam tak, że naczytam się Jana
Przybosia i pisze później w tym stylu. Mnie czytanie innych wierszy do pisanie
nie zachęca, natomiast przyznaje, że gdzieś podświadomie Ci moi ulubieni poeci
mają na mnie wpływ. Na pewno czytanie poezji pomaga. Nie powiedziałbym jednak,
że to mnie inspiruje.
Moja poezja jest
dwojakiego rodzaju. Jedna strona to zabawa formą i słowem. Lubię gimnastykę
językową, różne dziwne połączenia słów, skojarzenia frazeologiczne i jakieś
takie rzeczy, które wychodzą z samej struktury języka.
Druga strona to
inspiracje, które czerpię z uczuć i przeżyć. Jakiś smutek, który jak wiemy jest
największym napędem poezji. I miłość. A już w ogóle to nieszczęśliwa miłość. U
mnie chodzi o przeżywanie, musisz przeżywać, żeby pisać. Tu jest jednak problem
z formą, żeby to jeszcze było zrozumiałe dla czytelnika. Jeśli zrobisz zapis
chwili ze swojego życia, to musisz to zrobić to tak, aby było to zrozumiałe dla
kogoś innego. Musi być zdatne do odczytania.
W moich wierszach, podmiot
liryczny w większości to nie jestem ja. Nie przedstawiam siebie, nie wywnętrzaniam
się, tylko staram się wczuć w kogoś innego. Czerpię z filmu, książek, obserwuję
ludzi i staram się wczuć w ich osobowość. Nawet jako kobieta. Ostatnio
pomyślałem o napisaniu o całej serii wierszy z perspektywy kobiety. Dla mnie
jest to próba empatii i wczucia się w czyjeś życie.
PC: - Twoi ulubieni poeci
to…
DS: - Przede wszystkim
Bursa, Andrzej Bursa. Zawsze go bardzo lubiłem. Poświatowska, ksiądz
Twardowski, Szymborska. Są to poeci, którzy unikali patosu w sposób rozmyślny,
a wręcz od niego uciekali. Nie tak jak Norwid, Broniewski czy Miłosz, bo ci
lecieli według mnie na wysokim „c”. Wiadomo, że nie zawsze, pięknie pisali, ale
to nie jest moja poezja.
Pamiętam jak w liceum
zrobiliśmy „Bursadę” - spektakl złożony wyłącznie z wierszy Bursy. Odbiór był bardzo pozytywny. Jeden z moich kolegów był na tyle odważny, że
„Pantofelka” wyrecytował naszemu dyrektorowi prosto w twarz.
PC: – Chciałam cię
zapytać o okładkę Twojej książki, samo wydanie wizualnie przykuwa uwagę.
Estetyka książki jest bardzo dopracowana, okładka przyciąga wzrok.
DS: - Autorką okładki
jest Magda Szwabe, malarka z Gdańska, której osobiście nie znam i nie
znałem wcześniej. Kiedyś w intrenecie trafiłem na jej obrazy, które jakoś tak
do mnie trafiły, spodobały mi się. Ona maluje dwa rodzaje obrazów. Pierwszy z nich
to bardzo dobre, kolorowe abstrakcje, w których umieszcza tajemnicze przejścia
do innych światów. Drugi rodzaj to pejzaże, takie bardzo kolorowe i w jej
stylu. Zgłosiłem się do niej czy mogłaby namalować coś, co będzie pasować na
okładkę mojej książki. I namalowała. Nie spodziewałem się takiego efektu. Byłem
zaskoczony, myślałem, że zrobi coś bardziej w swoim stylu. Po rozmowie, Magda
stwierdziła, że chciałaby zrobić to według swojej innej wizji, poczytała trochę
moich wierszy i oto mamy efekt, z którego jestem bardzo zadowolony. Nie
chciałem minimalistycznej szaty, chciałem czegoś co zaintryguje wyglądem i
symboliką.
PC: – Uważam, że efekt
osiągnięty. Jeśli jesteśmy przy okładce, to nie mogę nie zapytać o tytuł twojej
książki. „no to co”. Skąd taki tytuł? Co oznacza?
DS: - Tytuł jest
wieloznaczny. „no to co” to takie wzruszenie ramion. Na okładce można znaleźć
odniesienie do tytułu. Jest trąbka z nutami i to jest utwór Milesa Davisa „So
what”, który jest dla mnie jednym z najważniejszych utworów w historii. I to
jest muzyczna inspiracja. Z drugiej strony „no to co” to podkreślenie tego, że
właściwie na niczym mi nie zależy. Tak jak wspomniałem, wzruszenie ramion. „Nie
podoba ci się moja książka? – no to co.” Jeśli ktoś chciałby mieć jakiekolwiek
pretensje czy uwagi do tej książki to tytułem może sam sobie odpowiedzieć.
Tytuł jest też w pewnym
sensie moją filozoficzną postawą wobec świata. Generalnie w wielu z moich
wierszy jest właśnie takie podejście do rzeczywistości. Jest pogodzenie się,
nie trzeba się za bardzo przejmować, bo jeśli odpowiednio się do życia
podejdzie, to wszystko jest łatwiejsze.
A jeszcze jedno znaczenie,
takie najprostsze. „no to co” jest rodzajem zagajenia rozmowy. Na przykład „No
to co? Co robimy?”. Właśnie tak też można to odebrać jako zagajenie, zaczepienie
do zajrzenia do mojej książki.
PC: - Planujesz jeszcze
coś napisać i wydać w przyszłości?
DS: - Piszę. Mam na
komputerze folder o nazwie „Nowy rozdział” i tam umieszczam, wszystkie wiersze
napisane już po wydaniu mojej książki. Jeśli przez najbliższe kilka lat coś się
uzbiera to wtedy wydam następną książkę, chociaż nie mam już takiego tempa jak
kiedyś. Wena jest jednak płynna i miałem kilka razy tak, że nie napisałem nic
przez kilka miesięcy.
PC:– To życzę by wena cię
nie opuszczała. Czekamy na więcej i gratuluję premiery. Dziękuję za rozmowę.
Książkę Daniela można
zakupić on-line, na jego stronie https://szepczemy.art/,
oraz w polskim sklepie „Lolek” w Swansea.
Komentarze
Prześlij komentarz