Przeczytał „Go Home Polish” i poszedł - wystawa Michała Iwanowskiego w Muzeum Narodowym w Cardiff



Osobista i wstrząsająca opowieść o samotnej wędrówce z Walii do Polski. O poszukiwaniu sensu słowa „dom”. 1900 kilometrów i 105 dni - tyle trwała piesza podróż Michała Iwanowskiego. Artysta prowadził instagramowy dziennik swojej wyprawy, w którym dzielił się zdjęciami i swoimi przemyśleniami na temat post-Brexitowej Europy. Efekt tej podróży możemy oglądać w formie wystawy w Muzeum Narodowym w Cardiff.

W 2008 roku nieopodal swojego domu w Cardiff Michał Iwanowski zobaczył graffiti „Go Home Polish”, dziesięć lat później podczas Brexitu i ksenofobicznej nagonki na polskich emigrantów postanowił pójść do Polski. Podróż ta pokazuje trudy i samotność takiej drogi, zmaganie się ze sobą i swoimi słabościami, dziwne i niesamowite rzeczy jakie na niej spotykamy. Podróż Michała Iwanowskiego, jego zdjęcia są symbolem i manifestem. Są głosem w dyskusji o „Go Home Polish”. Są poszukiwaniem sensu słowa „dom”.

Mój dziewięcioletni syn Maksymilian odebrał wystawę bardzo osobiście. Jako dziecko polskich emigrantów, urodzone już w Walii musi sobie układać rzeczy związane ze swoją tożsamością narodową. Powiedział, że obecność polskiego artysty, opowiadającego o Polsce, pokazującego się z Polską flagą w miejscu takim jak Muzeum Narodowe w Cardiff jest dla niego bardzo ważne. Ze ściśniętym gardłem słuchaliśmy wraz z moim mężem, jak mówi o tym, że zdarza się, że jego polskość jest umniejszana, że słyszy od kolegów, że Polska jest mniej ważna niż inne kraje. Wystawa „Go Home Polish” Iwanowskiego jest dla niego potwierdzeniem, że Polska jest ważna w Walii, że bycie Polakiem jest ważne i ma znaczenie nie tylko dla niego. Powiedział, że dzięki temu poczuł się jak w domu.


Wchodzimy do zaciemnionej sali o granatowych ścianach. Wystawa oddziałuje na nas w różnych płaszczyznach. Na jednej ze ścian mamy fotografie w dużym formacie. Obok wyświetlane są slajdy. Dzień po dniu, post po poście możemy również podziwiać istagramową relację Iwanowskiego, dokumentującą wyprawę. Wreszcie możemy stanąć przed ekranem, założyć słuchawki i dać ponieść się muzyce oraz obrazowi. Cała instalacja jest bardzo sugestywna i oddziałuje na nasze zmysły. Możemy też prześledzić trasę Iwanowskiego na rozrysowanej, symbolicznej mapie.  

Połączenie multimedialności, doskonałych zdjęć, muzyki i filmu daje nam możliwość współczucia tego co artysta przeżywał podczas swojej podróży.

Krajobrazy wypełnione samotną wędrówką, krowy na polach do których artysta się przytula i martwe prosięta. Michał stojący pośród polany z niebieskimi dzwonkami. Widzimy, jak zakłada stabilizatory na kolana, by móc podołać następnym kilometrom. Sielskość i samotność.

Jednak to przyglądając się instagramowej relacji Iwanowskiego trafiłam na jedno wybitnie sugestywne zdjęcie. Iwanowski podczas swojej podróży znalazł na murze graffiti. Zwykły koślawy napis, namalowany pospiesznie sprayem.

„Nazi raus!” krzyczy do nas ściana, a efekt potęguje namalowana obok anarchia.

Czy wystawa jest dobra? Jest świetna!

Dla mnie emigrantki, która żyje w Walii od dziesięciu lat, która słyszała pod swoim oknem „Go Home Polish” Jest niczym katharsis. Czy zwątpiłam w ludzi słysząc takie ksenofobiczne hasła? Na chwilę na pewno tak. Siły dodaje jednak - jak to powiedział mój syn - zobaczenie tej wystawy w Muzeum Narodowym w Cardiff. Świadomość, że jej przesłanie wybrzmi w tych wszystkich osobach wszelkiej narodowości, które ją zobaczą. 

Paulina Czubatka

Foto. Paulina Czubatka

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Bóg się rodzi" Koncert kolęd w Llanelli

Cykl „Wszystkie formy literackie”: Supernadwrażliwość, czyli muzyka i poezja Mariusza Sobańskiego